Dzieniki tirem pisane







Dzienniki tirem pisane

Jeden z najtrudniejszych i najniebezpiecznijszych zawodów świata. Samotność, brak bliskich, długie godziny, dni, tygodnie spędzone w odosobnieniu. W ciasnej metalowej puszczę gdzie w zimę się marźnie

a w lato można się ugotować pomimo webasto i klimatyzacji. Pobyt jak w więzieniu na które skazujemy się z własnej i nie przymuszonej woli.

Bycie kierowcą dużej ciężarówki w ruchu miedzynardowym nie jest lekką pracą. Wiele zależy też od ładunków, pracodawcy, sprzętu i tras. Można trafić na stare auto i zużyta naczepę. Opony grożące wystrzałem, bo pracodawca tnie koszty na czym się da, eksploatując sprzęt jak najdłużej. A wymiana ogumienia to kosztowna sprawa. Pracodawcy chcą optymalizować zyski kierowcy już niekoniecznie. Zależy im dobrej i najlepiej lekkiej  pracy, za jak największe pieniądze. 



Dzisiaj wystrzelił mi opona. Tył ciągnika, prawy bliźniak. Obie opony. Miły poranek na autobahnie w Niemczech. Niezagłosny huk i samochodem delikatnie zarzuciło, do samego końca pozostał stabilny i bez większych problemów dotarłem na pobocze,wychamowując ciężarówkę powoli na kilkuset metrach zatrzymałem się jadąc już na  samej feldze. Dobrze że to było o 6 rano przy małym ruchu. Zestaw zachował się bardzo stabilnie a ja cieszyłem się że żyje, że nic mi się nie stało. To wydarzenie miało miejsce w sobotę a ja tydzień temu, we Włoszech złużyłem zapas wymieniając koło z przodu. Nie wystrzeliło ani nie złapałem gumy. Na oponie przy feldze zaczął tworzyć się bombel. I opona zaczęła się rozchodzić przy feldze. Wyglądało to tak jakby Ta opona była nalewka i nowa warstwa zaczęła się odklejać od starej. Czerwcowe temperatury we Włoszech są dość wysokie, czyli ponad 30 stopni. Byłem akurat w okolicach Rzymu i miałem wolny weekend. Pokazałem tą oponę kilku kierowcom i wszyscy zgodnie stwierdzili że należy ją wymienić bo mogę się spodziewać wystrzału. Prawy przód wysokie temperatury, wystrzał opony czyli śmierć na miejscu, bardzo ryzykowna sytuacja. Na parkingu pod Rzymem w pełnym słońcu przy pomocy kilku kolegów, czyli jeden pomagał a trzech się mądrzyło, wymieniłem koło. Pozbywając się w ten sposób zapasu, a do domu długa droga. W poniedziałek załadunek, dojazd niestety przez góry a wyładunek we Francji w okolicach Paryża. Tam jak się okazało: dwa załadunki, na drugim załadunku się pogubili i twierdzili że mam jechać do Polski a nie do nich. Kilkukrotnie  wertowali papiery  raz miałem podjechać pod jedną rampę później się okazało że po drugą, aż w końcu jakimś cudem mnie doładowalii. Wina w dużej mierze języka,ja jestem w stanie się dogadać po angielsku a niestety, oni tylko francuski. Nie denerwowała mnie ta sytuacja tylko bawiła. Jak wytłumaczyć Francuzów że mam u nich drugi załadunek, a nie z do połowy pustą naczepą jechać do kraju.Sprawdzali dokumenty itd aż w końcu przyznali mi rację i doładowalii 16 palet. W sumie 30. Trasa na reszcie do Polski. Po trzech tygodniach jazdy po Europie. I wszystko bez zapasu. A ładunek 23 tony. W drodze powrotnej do Polski okazało się że most Duisburgu na autostradzie nr40 w Niemczech jest uszkodzony. Automatyczna bariera zamyka się przed pojazdami mającymi 11,5 tony nacisku na oś. Stan na14 czerwca 2019.Skierowali mnie do punktu kontrolnego, gdzie stałem ponad 40 minut. Co istotne nie doczekałem 45 minuty aby odbyć odpoczynek a czas 4,5 godzinnej jazdy na tacho mi się kończył. Za to miałem czas na to żeby się zastanawiać za co mi wystawią mandat Patrzyłem na rozładowywane samochody obok na parkingu. Przekroczyły wagę. Jakaś firma zewnętrzna za pomocą wózków widłowych przekladała z nich towar. Zastanawiałem się czy mnie też to teraz czeka. Na szczęście za przeładowanie odpowiada firma na której był załadunek. Za przeciążenie osi już podobno kierowca ale nie jestem tego na 100% pewien. Do tego nie spiąłem tego pasami. Puszki z jedzeniem na paletach. Nikt tego nie spinał na załadunkach. Ale w niemczech Bag mógł by zapewne wystawić za brak pasów mandat. Po za tym prawe przednie światło świeciło gorzej od lewego. Nie wiedziałem jeszcze wtedy o ograniczeniach na moście. Spodziewałem się tylko że mogę mieć przeciążoną oś przednią. Dopiero w oczekiwaniu na podejście policjanta sprawdziłem CMR z dwóch załadunków. Wynikało z nich że mam ponad 23 tony ładunku. Pomyślałem że może mnie jednak przeciążyli, ale nie. Poprostu oś przednia miała ponad 11,5 tony nacisku. Musiałem zawrócić. Pojechałem na pierwszy parking na autostradzie żeby odstać swoje 9 godzin i w drogę. Ruszyłem po 4 i około 6.05 miałem wystrzałem. Gdy stałem na autobahnie trafiła się oczywiście policja. Byli mili i pomocni nie doszukiwali się mojej winy w zdarzeniu. Próbowali mi wezwać serwis, niestety tam gdzie dzwonili nie mieli mojego wymiaru opony. Porozumiewalismy się po angielsku. Na szczęście policja w niemczech w miarę dobrze posługuje się tym językiem. Wkońcu z firmy załatwili mi pomoc z Euromastera. Około 15 znów byłem w trasie. Nie mam pojęcia ile kosztował taki serwis. Dwie nowe opony plus dojazd i robocizna. Tanio być nie mogło.



Ciekawe historie. Ukrainiec jeżdżący w polskiej firmie opowiadał na parkingu we Włoszech że kiedyś na Sardynii musiał cofać ciężarówkę z naczepą 7 kilometrów. Wąska i dość krętą drogą co zajęło mu podobno ponad 3 godziny. Policja zamkneła zjazd żeby mógł tego dokonać bo nie minął by się z osobowym gdyby jakiś zanim wjechał. Ta trasę wybrała mu oczywiście nawigacja i faktycznie nie było tam zakazu jazdy dla ciężarówek. Jadnak na wybranej trasie znajdował się zbyt wąski most. Zatrzymała go policja informując że nie przejedzie. Powiedzieli że tylko śmigłowiec i obrócenie naczepy go ratują .Nie był pierwszym który tam wjechał. Koszt 15 tysięcy euro. Więc kierowca zdecydował się cofać. Mandatu też niedostał gdyż na drodze nie było zakazu. Nie wiem czy historia była prawdziwa, może trochę podkoloryzowana.Słyszałem też opowieść o tandemie który utknął w jakimś mieście we Francji. I również przyczepa musiała być przeniesiona przez helikopter. Najpierw została rozładowana żeby mógł ją przenieść mniejszy czyli tańszy śmigłowiec. Koszt podobno ponad 40 tysięcy euro. I ta opowieść jest prawie napewno autentyczna.Więc 15 tysiący z Sardynii wydaje się niewielka ceną, ale chodziło o obrócenie naczepy a niej przetransportowanie.

24.11

Parking we Włoszech. Chyba tylko Polacy nazywają ten kraj Włochami. Dla reszty świata to Italia. Parking Brescia Est jest wielkim płatnym parkingiem. Położony przy autostradzie A4 jest chyba Jedynym miejscem gdzie można zaparkować o każdej porze dnia i nocy. To ciekawe że autostrada A4 będąca jedną z głównych dróg we Włoszech ma bardzo mało parkingów. Dużych parkingów. Większość niestety to małe stacje benzynowe na których może zaparkować tylko kilka dużych ciężarówek. Po 16:00 17:00 ciężko już jest znaleźć jakiekolwiek miejsce normalne do zaparkowania. Parking na którym stoję ma zawsze dziurę w płocie. Otwór ten zmienia miejsce. Widać że obsługa parkingu dziurę łata, ale kierowcy co chwila robią ją na nowo. Wyjście główne niestety prowadzi na zjazd z autostrady i raczej nikt nie próbuje po niej spacerować. Dzięki dziurze można się dostać na lokalną ulicę, a nią podążyć do miasta rezzatto na zakupy do lidla. To około 3 kilometrów, ale wiele kierowców tak robi. Jak ktoś bardzo chce może również udać się w góry. Jak bylem tu pierwszy raz to spotkałem Alexa. Młodego dwudziestokilkuletniego kierowcę z Polski. Razem poszlismy na wyprawę w góry.

10 09 2020.
Gdy przeskoczyłem Austriacką granicę z Włochami w Tarvisio strzeliła mi opona w naczepie. Zjechałem na sos nal autostradzie. Na autostradach włoskich te sos są co chwila i na szczęście te w górach są dosyć duże. Spokojnie mieszczą się dwa zestawy. To takie małe parkingi przy autostradach. Nazywam to sos choć tam w górach nie było urządzenia do wezwania pomocy jak na większości tych wysepek w pozostałych częściach Włoch. Na większośći tych mniejszych obowiązuje zakaz postoju i zatrzymywania poza awaryjnymi sytuacjami. Włosi często stają tam osobówkami żeby się wyśikać.
W nocy oczywiście pomimo zakazu zatrzymywania i postoju te sosy zazwyczaj są zapchane ciężarówkami opona wystrzeliła mi około godziny 9:30 liczyłem na to że wymiana potrwa jakieś półtorej godziny. Niestety po odkręceniu śrub okazało się że felga jest przyklejona do piasty w taki sposób że zanim nie można jej zdjąć. Zgłosiłem dyspozytorowi że mam problem i nie potrafię niestety sam wymienić koła. Że trasa uczęszczana jest często przez kolegów z mojej firmy to kilku się zatrzymało aby mi pomóc. Niestety nie nawiele to się zdało. Uderzalismy felgę młotkami nawet zapasem rozpedzonym z kilku metrów, a ona niewzruszenienie chciała się oderwać Z pobliskiej betoniarni nastepnego dnia pożyczyłem nawet ogromny młot. Też nie pomogło. W sumie to ciekawe dogadałem się po włosku dysponując kilkoma słowami i w tłumaczu sprawdziłem że młotek to martello a oni mi go bez problemu obcemu facetowi pożyczyli. Poduszka została podwiązana pasami a ja ruszyłem na parking oddalony o cztery killometry. Tam podjechał kolejny kolega i razem udało nam się odczepić felge od piasty. Przymocowaliśmy pasy do ramy naczepy samochodu kolegi i mocno nacignelismy naciągneliśmy. I po wielu ciosach młotka koło opornie odeszło od piasty. Cała naprawa koła trwała dwa dni.

9.12. 2020.
[ ] Actros mp4 zaczął brać mi olej. Nie ma bagnetu tylko komputer pokazuje stan czyli ok lub ilosc litrów do dolania. Zazwyczaj wykazywał ok lub 3 litry do dolania czyli w granicy błędu. Rano wstałem w Austrii sprawdziłem stan oleju i brakowało 7 litrów. Po rozmowie z szefem mechaników okazało się ze rezerwa jest do 14 litrów. Olwju niestety ze sobą nie miałem. Na stacji benzynowej we Włoszech okazało się że koszt zakupu pięciu litrów oleju to 60 €. Dojechałem na parking brescia est Gdzie znajduje się duży sklep z akcesoriami do ciężarówek a tam nabyłem olej w cenie 29 € za 4 litry. Jechałem do Turynu ilość tego oleju nie wystarczyła Kupiłem na stacji kolejne 4 litry za 51 euro. Po rozładunku i załadunku kolega w którym się mijałem w Austrii podrzucił mi kolejne 15 litrów oleju 10 w 40 i tak jakoś dotarłem do Polski. W sumie wyszło pozytywnie gdyż Mercedes trafił na warsztat a ja dostałem półroczne Volvo. Mój Mercedes trafił do jakiegoś nowego kierowcy w firmie. Na olej z własnych pieniędzy wydałem 105 €. Mam nadzieję że dostanę przy wypłacie zwrot. Półroczne Volvo z przebiegiem 61000 sprawuje się całkiem nieźle jest bardzo fajnym samochodem. Naprawdę ucieszyła mnie ta zamiana. 500konny silnik w górach nawet przy dużym obciążeniu spisuje się bardzo dobrze. Wyposażenie też jest całkiem fajne ma już na przykład bluetootha dzięki temu bezprzewodowa mogę podłączyć telefon do Radia i zestawu głośnomówiącego. Taki bajerek. Oczywiście ma również wiele innych zalet po prostu jest nowym samochodem świetnie wyposażonym i tak dalej. Kiedy się dowiedziałem że go dostanę nie mogłem się doczekać kiedy do niego wsiądę.
 Grudzień 2020
Atak zimy na pograniczu Austrii i Włoch zaskoczył wszystkich w końcu  od kilku lat raczej nawet w alpach takie opady sie nie zdarzały. Przełecz Brenero została zamknieta dla ruchu. Granica włosko słowenska również. Przejazd tylko przez  Tarvisio i Arnoldstein. Mi niestety zdarzýło  się tamtedy jechać.  Autostrada na szczęście  czarna , odśnieżona i posypana solą. Ja niestety o godzinie 22 dotarlem na terminal celny w Arnoldstein. Jeden z największych  parkingów w Europie. Pozwoliłem sobie na jazdę do tak późnej  pory gdyż  tam zawsze są miejsca. Oczywiście parking zasypany sniegiem i miejsc brak. Wcześniej tiry stały normalnie w pasie ruchu autostrady przy granicy czy na sos. Gdzie tylko było trochę wiecej miejsca. Mijałem wolne miejsce pod mostem w sznurze zaległych na pauzy ciężarówek ,ale nie do konca legalne więc  nie stanąłed czego później żałowałem. W końcu nie było to niebezpieczne a policja  wie jaka jest sytuacja  i się nie czepia. Na parkingu oczywiście  miejsc nie było. Cudem stanołem na tyłach aut licząc ze wyjezdzajacy z mojej lewej dadzą radę i nie będą  mnie budzić  żebym się  przesunął i zerwał pauze ,bo nie mogą  wyjechać. Na szczęście  sobie poradzili. Mnie do rana zasypało ciutkę. Rano wielu kierowców  odsnieżało zasypane naczepy. A ja nie mogłem wyjechać. Koła się  ślizgały. Blokada mostów  też  nie pomogła. Kułem lód pod samochodem i po kawałku przesuwałem się  do przodu.Niewiele to jednak dało. Załadowany towar warzył około ośmiu ton. Gdyby miał  cięższy ładunek może  poszłoby mi lepiej. Pomogło najbardziej  ppdłożenie łańcuchów  pod koła. Po jakiś  dwóch  godzinach dopiero udało mi się  wyjechać.  Dodatkowo autostrada była zamknieta i ruch puszczony objazdem bo jakiś  tir wypadł z trasy. Ale na szczęście ruch odbywał się sprawnie. W końcu  wszystko szło juz dobrze.
Święta w Anglii grudzień 2020
Wielu kierowców utkneło w Wielkiej Brytanii i niestety musiało tam pozostać  na święta. Na szczęście  mnie tam nie było. Sytuacja spowodowana była mutacją koronawirusa odkryta na wyspach. Francja odcieła przeprawy promowe z Dover do Cale i eurotunel. Czy to było spowodowane tylko strachem przed epidemią? Wydaję się że  mogli takze chcieć ukarac Anglie  za brexit i brak umów handlowy gospodarczych itd. W każdym badz razie nagle Anglia  szybko dogadała się z brukselą a kierowców  zaczeto puszczać. Musieli tylko zrobić  testy na covid.Rozładowanie korka trwało kilka dni. Niestety kierowcy do domu dotarli po świętach. Czyli świat  się kłóci a obrywają niewinni. Wielu kierowcom puszczały nerwy i w porcie w dover były zamieszki oraz czesciowo specjalnie zakorkowywali Dover.   Po prostu puszczały im nerwy. W cale im sie nie dziwie. Przez to zamieszanie jednak przedłużyło sie opuszczanie wyspy. Kierowców  skierowano na lotnisko w molton , podobno koło 3 tyś samochodów. Zamknieci i pilnowani jak bydło na pastwisku. Wielu miejscowych podawało jedzenie kierowcom przez siadkę , jakby pppdokarmiali wiezniów obozie jenieckim. Nie wszyscy musza być przygotowani na przwdłużajacy się   o kilka dni wyjazd i mieć nie wiadomo ile jedzenia ze sobą. Po zatym na lotnisku był zakaz używania ognia na zewnątrz i wewnątrz  pojazdów. Spowodowane było to strachem przed pożarem . Nie dość  że w jednym miejscu  zgromadzone zostało paliwo w bakach w olbrzymich ilościach, to przecież  same ładunki mogą  być  łatwopalne a nawet wybuchowe. Więc  z jednej strony nie ma się  co dziwić  z drugiej strony ja nie mam zbyt wielu posiłków  które  nadają sie do jedzenia bez gotowania np: makaron. Ciekawe czy faktycznie kierowcy nie używali kuchenek. wiadomo część  ma butle a ja uzywam kuchenki na naboje. Myślę  że to zatrzymanie na wyspach kierowcy powinni dostać odszkodowanie.   Sam do Anglii pływałem wielokrotnie. Podobało mi sie to raczej. Zawsze przepłynąć  się  statkiem to jakaś atrakcja i zmiana w rutynie. Po wjechaniu na prom wszyscy lecieli pod prysznic. Kto  pierwszy ten lepszy. I tworzyły sie kolejki. Ja czekałem z pół  godziny i jak ta fala przeszła wchodziłem bez kolejki. Sam prom płynął około półtorej godziny. Z wjazdem i wyjazdem najkrócej to trwało koło  2godzin. W samej Anglii jezdziło się  dziwnie nie dość zamiast jednostek metrycznych to mile i jardy no to jeszcze oczywiście jazda lewą stroną . Na autostrdzie bez problemu ale jakieś mniejsze uliczkiskrety , ronda mozna się pomylić  i pojechac pod prąd. Mi kilka razy zdatrzyło się popełniać  takie błędy ale naszczęście niewielkie i bez przykrych konsekwencji. Zaletą  dla mnie zawsze był język bo potrafiłem się  po angielsku  w miarę  porządnie porozumiewać. Ogólnie Anglie wspominam dobrze i nawet zastanawiałem się  nad przeprowadzką  i pracą tam. Ale przy brexicie raczej te plany nie będą zrealizowane.


27 luty 2020
Ekonomia jazdy, ecodriving.

 Jakiś  czas temu szef zorganiwał szkolenie z ekonomi jazdy Volvo. W sobotę. Kierowcy stawili się licznie... po wypłatę.  U mnie w firmie wypłatę dają  w gotówce  co nie jest do końca dobre gdy chcę  się  wziąć  kredyt w banku.
W każdym  bądź  razie na szkolenie  prowadzone przez wynajętego specjalistę  nikt nie dotarł. Szef zachwycony nie był. Szkolenie było nieobowiązkowe, ja akurat na bazie się  trafiłem bo zjezdżałem z trasy. Uznałem jednak że  mnie nie dotyczy gdyż jeżdziłem mercedesem. Widziałem szefa jak pałęta się  po placu i kiwnołem mu głową  na dzień  dobry gdy sie na mnie  spojrzał. Przecież  nie będę się  wydzierał na pół placu z samochodu krzycząc  mu powitanie. On nawet odkiwał co nie zawsze mu się  zdarzało. Podjechał nawet kolega gdy pakowałem rzeczy do samochodu i ostrzegł żebym  spierdalał bo szef mnie na szkolenie weźmie. Odpowiedziałem ze już  go widziałem i mnie nie dotyczy bo ja mercedesem jeżdżę. Ja po powrocie z trasy chciałem  tylko wrócić  do domu a nie tracić  czas na jakieś  szkolenia. Niestety zaraz  załadunek i wyjazd znów  na tydzień . Tylko dwa dni wolnego nawet, niecałe byle 45 pauzy wykręcić  i znów  za kółko. Więc  nie miałem  swojego krótkiego  wolnego czasu spędzać na jakimś  szkoleniu.
  W każdym bądź razie wiadomo, spalenie ważna  rzecz. W spalenie  ponizej normy nieraz zamyka się  cały zysk z trasy. Czasami jak wszystko jest wyliczone co do grosze zysk jest minimaly. Niech coś  się  zepsuje w samochodzie nawet drobnostka i już  biznes staje się  nierentowny. Dlatego oszczędności  są  ważne. Najwieksza europejska firma transportowa litewska girteka ma ograniczoną prędkość ciężarówek do 82 km. Firma ma z koło 10tys aut.
Dajmy na to każda  ciezarówka niech  spala o litr
paliwa mniej na 100km jadąc  82 a nie jak większość  kierowców  na autastradzie 90 lub 88 km. Słyszałem że  spala mniej  o 2-3 litry (specjalistą  od tego nie jestem tylko tak słyszałem)ale dla lepszego liczenia weźmy  litr. I niech każda  średnio  pokonuje 600km dziennie ( zapewne pokonyją wiecej tak ciut ponad 700). No to mamy 6l ropy mniej zużycia dzienie na samochód czyli malutko skoro tir spala średnio w trasie  niecałe 30 litrów na setke. Tylko teraz te 6 litrów  pomnóżmy przez powiedzmy 5000 tysięcy ciężarówek  bo powiedzmy że  tyle jest dzień  w dzień  aktywnych  w girtece czyli nie czekają  na  zleceni i nie stoją  na załadunku. I mamy wtedy 6000 litrow paliwa dziennie. A to już  jest oszczędność. Gdyby paliwo kosztowało tylko 1 euro  to jest 6000 tysięcy euro oszczędności dziennie. Na tak dużą  firmę  to może  nie dużo. Ale miesięcznie to 180 tysięcy oszczędności a ręcznie  ponad dwa miliony  euro. A jeśli  te samochody faktycznie oszczędzają  2 litry? To juz 12 tysięcy   litrów  dzienie i  ponad 50 tysięcy  złoty dziennie. Czyli opłaca  się  oszczędzać i ograniczać  prędkość.  Miliony  zysku rocznie. I może  dzieki temu girteka urosła na taką  potęgę. Choć  mówią  ze to biznes Putina a nie litewski.  A sama  girteka  mowi że  im chodzi głównie o ekologie.W każdy  bądź  razie w oszczędności kryją  sie potężne zyski. Ja staram się  jezdzić ekonomicznie  ale jednak  nie mogę sobie pozwolic na prędkość  82 bo bym nigdzie nie był na czas. Praktycznie zawsze 90 mam ustawione na tempomacie.
 
 

Komentarze